Wydziedziczeni czy spadkobiercy? Rzecz o budowaniu miłości do małej ojczyzny.

Każdy człowiek potrzebuje korzeni. Szuka swojego miejsca. Tkwi w nas odwieczna potrzeba, by być „skądś”. Mieszkać u siebie. Gdy zastanawiamy się czy Górowo Iławeckie i jego najbliższa okolica stanowią dla nas, ich mieszkańców coś ważnego i kochanego, rodzi się w nas pokusa, by odpowiedzieć, że oczywiście kochamy. Jednak jeśli szczerze zastanowimy się nas sensem tych słów, to uderzy nas ich pustka. Co to znaczy, że kochamy naszą małą ojczyznę? Przecież większość z nas nic o niej nie wie, a historia naszych rodzin jeszcze 50 lat temu nie była z nią wcale związana. Wszak nikt wypędzony z dotychczasowych miejsc przez wojenną zawieruchę, poza nieliczną garstką przybyszy z centralnej Polski, nie traktował Górowa i jego okolic jako upragnionego domu. Do dziś większość z nas chętnie opuściłaby to miejsce, nie odczuwając z tego powodu większego żalu. Dlaczego tak się dzieje? Skąd bierze się tak wielka trudność w budowaniu naszego poczucia zakorzenienia?

Społeczność Górowa Iławeckiego stanowi wspólnotę, która powstała w zasadzie wyłącznie spośród osiedlanej na tym terenie ludności napływowej. Nie posiada ona w rzeczywistości żadnego głębszego kontaktu z kulturą rdzennej ludności regionu oprócz różnego rodzaju śladów kultury materialnej. Właśnie w takich społecznościach zarysowują się najdramatyczniej problemy związane z rodzeniem się tożsamości regionalnej.

Przez dziesięciolecia wielu mieszkańców żyło ponadto w poczuciu tymczasowości i zagrożenia, wynikających z powracającego problemu własności niemieckiej. Pokolenie naszych dziadków machało ręką na walące się zabudowania: „To i tak nie moje!”.

Ponadto mamy do czynienia ze swoistym wydziedziczeniem regionu. Lokalna historia oraz zabytki, tak ważne dla kształtowania się tożsamości regionalnej są dla nas w martwe. Można metaforycznie powiedzieć „milczą”. Czasem można owo milczenie nazwać milczeniem wrogim. Ich obecność, nierównoważona architekturą własną, oswojoną, przypomina bowiem o naszej obcości. Nie wiemy jak powstawały, kto je wznosił, jakie emocje budziły u współczesnych.

Znacznie bardziej nasze stały się budowle uratowane lub wzniesione wysiłkiem ostatniego półwiecza: przychodnia, szpital, obydwa zespoły szkół czy szkoła podstawowa. Bardziej nasz jest także dawny kościół ewangelicki, zupełnie przebudowany przez współczesną społeczność greckokatolicką. Reszta dawnej zabudowy miasta wciąż jednak przypomina o jego poprzednich mieszkańcach.

Przez niemal cały okres PRL, a więc przez półwiecze przeszkadzano nam w poznaniu prawdy o naszym regionie. A owo zakłamanie historii społeczności i regionu odegrało ogromną rolę w ograniczeniu rodzenia się tożsamości kulturalnej, scalaniu się społeczności w jedno. Liczne mity i zafałszowania, które miały miejsce silnie oddziałały z jednej strony na antagonizowanie społeczności przede wszystkim Polaków i Ukraińców, a z drugiej strony przekłamywały lub całkowicie fałszowały historię. A co oczywiste, nie da się budować trwałego poczucia przynależności do danego miejsca na kłamstwie. Miasta nie stawały się bardziej polskie przez fakt nadawania ulicom polskich nazw.

Ostatecznie przeszkadza nam w budowaniu pozytywnych, emocjonalnych więzi z regionem zwyczajne rozczarowanie i zniechęcenie, brak możliwości rozwoju w ramach małej ojczyzny, który wynika z zacofania gospodarczego lub tragicznej w skutkach polityki ekonomicznej ostatniego półwiecza. Nastroje dominujące szczególnie wśród młodych ludzi można określić również jako brak związku ekonomicznego z regionem i permanentne wśród młodego pokolenia pragnienie ucieczki. Wystarczy spytać któregokolwiek z młodych ludzi, czy chciałby po szkole pozostać w Górowie czy rodzinnej wsi. Nikt nie odpowie twierdząco. Dlatego pragniemy, by ta książka była kolejnym ogniwem budującej się świadomości regionalnej mieszkańców naszego miasta. Zachęcamy ich do poznawania dziejów miejsca, w którym przyszło nam mieszkać od przeszło półwiecza. Mamy także nadzieję, że pomocna będzie ona nauczycielom realizującym zajęcia edukacji regionalnej. Wydaje nam się, że pół wieku, które przeżyły już wspólnie społeczności polska, ukraińska i niemiecka w murach dawnego Landsbergu uprawniają nas, by nazywać je z dumą naszą Małą Ojczyzną. Czas już czuć się człowiekiem „tutejszym”.

Jacek Kostka